sobota, 20 października 2018

W służbie wyborów


     Tak, jednak wróciłem. Za dużo się dzieje żeby wszystko spamiętać więc to i owo spiszę tutaj.
     Jutro mamy dzień wyborów, a w czwartek okazało się że zaangażowałem się w nie finansowo, jak i reszta lokatorów spółdzielni, oraz czynnie, za co również zapłaciłem ja i pozostali lokatorzy.
     Zaczęło się tak że miało miejsce moje zdziwienie gdy kierownik jak ma w zwyczaju, nie wręczył mi na dzień dobry zleceń do wykonania. Nie siedział też na necie u siebie w biurze, lecz rozgorączkowany biegał po administracji. Urywanymi zdaniami, przekrzykiwany przez administratorki dał zadanie szczególnej wagi. Rozwiesić błyskawicznie informacje o kandydatach chcących sobie dorobić do emerytury. Wszystko sprowadziło się chyba do perwersyjnych upodobań dyrektora naczelnego, który postanowił zabawić się w Analnego Harcownika i bez mydła wejść dwójce członków Rady Nadzorczej w d... . Zlecił więc wydrukowanie informacji że nijaka pani Kudela, oraz nieznany mi wcześniej z twarzy i nazwiska imć Kamiński, będącymi członkami Rady Nadzorczej spółdzielni, kandydują do Rady Miasta. Tutaj oczywiście podane numery list i miejsca z których startują. Oraz, co najważniejsze, logo naszej firmy.
     Samo rozniesienie byłoby proste gdyby to nie działo się u nas. Kierownik jako osoba całkowicie kompetentna jeżeli chodzi o unikanie wszystkiego, sprawnie rozdzielił nam rejony gdzie kto ma te plakaty rozwiesić. Wydrukował więc listę ulic i bloków, rozdzielił równo na pół (bloki, nie ilość klatek) i kazał śmigać. Spryt z jakim to zrobił wprawił mnie w zdumienie i jeszcze raz pragnę powiedzieć że gdybym potrafił, modliłbym się żeby jego fantazje posiadali wszyscy twórcy S-F. Chodzi o to że listę ulic wydrukował alfabetycznie, i podzielił na pół, tak więc chodząc z jednego krańca miasta na drugi, dwa razy się mijaliśmy nabijając kilometry. Można było rozdzielić osiedlami? Można było. Tylko po co? Jak że ostatnio nogi nieco odmawiają współpracy, poprosiłem o zawiezienie mnie do miejsca z którego chciałem rozpocząć misję. Rozpocząłem o godzinie 07,20, a o godzinie 07,40 przyjechał po mnie kierowca mówiąc że akcja jest odwołana. Nie, nie była odwołana tylko zawieszona. Mieliśmy czekać grzecznie na decyzję. Chodziło o to logo firmy podobno.  Czkamy i czekamy. Domyślałem się że TAM czekają na dyrektora naczelnego, a on przed 10 nie wychodzi z domu. Jednak nie lubię siedzieć na deskach, a do tego sprowadzają się nasze krzesła, poszedłem zapytać w administracji kiedy wreszcie podejmą decyzję. Poszedłem tam jakiś kwadrans po godzinie 9. Tam nawet nie wiedzieli że akcja jest zawieszona, zadzwoniła więc jedna z pań do Zarządu.  A tam zdziwienie że niby decyzja już dawno została podjęta o kontynuowaniu misji, i padło pytanie dlaczego tutaj nikt o tym nie wie.  Dalej potoczyło się wszystko błyskawicznie, ze tak powiem, i nawet sprawnie.