sobota, 5 listopada 2016

Firma na jeden dzień


    Może nie na jeden dzień, ale na trzy i to niecałe.
Dyrektor postanowił zrobić karierę i majątek jako właściciel firmy, Swojej, własnej, dla naszej firmy pracującej. Ale może na początek trochę historii.
  Jest sobie taki budynek, jeden z wielu dziewięcio-klatkowy. I ma drogę dojazdową. Ślepą, ale ma. Kiedyś zaczęło się komuś tam mieszkającemu wydawać że droga jest za wąska, i ze on sam nie za bardzo ma gdzie parkować swój samochód. Właściwie to trzy samochody. Jego, jego i jego żony. I wtedy nastąpił pierwszy etap przebudowy, o ile można przebudować prostą drogę o znacznie ograniczonej szerokości. Polegało to na przeniesieniu śmietnika oraz wycięciu drzewa, co dało dodatkowe 1 1/2 stanowiska parkingowego. Miejsca tak uzyskane wylaliśmy betonem, co nie wszystkim się podobało. Po jakiś czterech miesiącach na parking poświecono murek okalający trawnik oraz sam trawnik. Teren pozostał w stanie... Surowym? Dzikim? Grunt że nic z nim nie robiliśmy. Może jedyne po za ustawieniem ławki oraz kosza na śmieci na tym...parkingu(?). Oraz wymalowaniu na części chodnika pasu rozgraniczającego chodnik od parkingu. Dziwnie to zabrzmiało. Ale taki układ terenu przy zagarniętym pod auta trawniku. Po roku usunęliśmy ławkę, ale śmietnik nadal pozostał trawniku/parkingu. I tak to trwało ładnych parę lat, niezadowolenie paru kierowców rosło i rosło.
   I wtedy sprawę we własne ręce postanowił wziąć dyrektor. Założył własną działalność, wynajął fachowców wprost z ulicy i zaczął kręcić lody. Chłopaki pełni entuzjazmu wzięli się za poszerzanie drogi. Oczywiście kosztem chodnika. O całe 0,5 metra. Zerwali płytki, wykopali krawężniki i poszli do domu. Tuż przed fajrantem pilny telefon żeby natychmiast zabezpieczyć teren robót, bo jak nie to... Groźba nie została zdefiniowana. Pojechaliśmy karnie zobaczyć jak to wygląda. Lekko zadanie nas przeraziło. Niby nie szeroki, ale jednak rów, na długości jakiś 60 metrów, trzema palikami jakie kazano nam zabrać, się nie zabezpieczy. Zabezpieczyliśmy za to żeliwną studzienkę zaworu gazowego który po przebudowie miał być umieszczony akurat na krawężniku. Niezbyt to zgodne z przepisami, ale widać ktoś miał taką fantazję. Oczywiście rów również zabezpieczyliśmy, z tym że nie natychmiast. Sprawę studzienki przekazaliśmy kierownikowi, sama studzienkę pozostawili przy PT i sprawę uznaliśmy za zakończoną. To był piątek. W poniedziałek firma wróciła do pracy, chłopaki ustawili krawężniki, ich szef wpadł z wizytą, zobaczył jak robią, i pogonił wszystkich w diabły. Krawężniki wprawdzie ustawili, ale o studzienkę nikt się nie upomniał, i od tamtej pory zawór tkwi w nieznanym miejscu zagrzebany gdzieś pod ziemią i betonem. Dyrektor raczej majątku na tym przedsięwzięciu nie zbił. Chociaż kto wie? Jeszcze jego firma, krawężniki wprawdzie ustawiła, nie zdążyła za to już ułożyć płytek ani uzupełnić nawierzchni poszerzonej drogi. My to zrobiliśmy. Być może te prace poszły na konto dyrektorskiej firmy? Bardzo możliwe.
  To jeszcze nie koniec dziejów tej drogi. W tym roku poważna już firma wzięła się za przebudowę. Chodnik zerwano, drogę zasypano, a całość założono polbrukiem. Ładnie to wygląda, z tym że  nasi inżynierowie Chybaki pokpili sprawę. W wyniku przebudowy, studzienki telekomunikacyjne które do tej pory znajdowały się na chodniku, są teraz na ulicy. Bo chodnik i ulica jest obecnie jednością.
I tak się składa że studzienki przeznaczone na chodniki i trawniki, są nieco słabszej konstrukcji niż te drogowe. Tak więc po dwóch miesiącach od oddania drogi do użytku, jedna ze studzienek już się pokruszyła, co jednak zostało już przez firmę telekomunikacyjną naprawione. Dwa dni po naprawie druga studzienka poczuła się zajeżdżona i od wczoraj czeka na naprawę.