W grudniu mamy dwie rocznice. Pierwsza to początek przeprowadzi zakładu do nowej siedziby. Tylko początek, chociaż przeprowadzka miała być zakończona we wrześniu czy październiku. Według skorygowanego przez realia planu;) Ale o tym będzie kiedy indziej. Może w rocznicę zakończenia przeprowadzki. tak w okolicach marca.
Druga rocznica to powierzenie mi i pracującemu ze mną emerytowi, ważnego zadania spisywania liczników głównych poboru wody. Zadanie jak zadanie, ostatniego roboczego dnia miesiąca przelecieć się po budynkach, pozwiedzać piwnice i różne trudno dostępne miejsca, i dniówka zaliczona. Jednak pierwszy raz nie poszedł tak gładko. Teraz każdy z nas ma wyznaczony rejon, ale wtedy zostaliśmy wysłani razem. To wcale nie było takie łatwe.
Jednak może najpierw powiem dlaczego to odpowiedzialne zadanie na nas spadło. My nie spisujemy stanów wodomierzy ot tak sobie żeby były spisane. My je spisujemy żeby kontrolować takich jak my z Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. A nas w niektórych rejonach sprawdzają pracownicy Pogotowia Technicznego:) Kontrola podstawą zaufania jakby ktoś nie wiedział. No dobrze, tym razem jednak to miało i dobre strony i pewne uzasadnienie. Jak wspomniałem, pierwszy raz nie był łatwy. Spisywaliśmy, przepraszam, szukaliśmy wodomierzy prawie przez trzy dni. A to się okazało że nie wiadomo gdzie są zamontowane, w każdym razie nie było ich tak gdzie wcześniej zawsze były, a to znowu że nie ma do nich dostępu, do innych nie ma kluczy... Tak jakoś wyszło. Okazało się że Zakład Wodociągów również nie ma pojęcia gdzie się wodomierze znajdują, chociaż od lat, co miesiąc je spisują. Widocznie jest to możliwe.
Udało się nam jednak sytuację opanować. Przynajmniej na jakiś czas. Bo jak już było ładnie, miło i spokojnie, ludzie oswojeni, rewir poznany, zaczęły się zgrzyty. Najpierw zniknął jeden klucz, potem drugi, trzeci przestał pasować, potem jeszcze jeden i następny. Administratorzy zaczęli rozdawać pomieszczenia wodomierzy lokatorom, ci wymieniali zamki im kłódki. Najfajniejsze w tym wydawało mi się to że klucze administratorzy dostali do rąk własnych żeby jednak był do pomieszczeń jakiś dostęp, ale jakoś zapomnieli o tym powiedzieć. W innych przypadkach kluczy nie dostali, a żeby było ciekawiej, nawet ich nie interesuje komu pomieszczenie udostępnili. "A, to ktoś z tej lub tamtej klatki". Prosta i jasna informacja. Jak to u nas.
Kiedy kierownik uznał ze dajemy sobie radę, chociaż nie tak jak on by sobie tego życzył, zarządził jednorazowa akcję spisywania wodomierzy w lokalach usługowych. Tak kontrolnie, żeby przy okazji sprawdzić w jakim stanie są te prawie zapomniane liczniki. To dopiero była gonitwa z przeszkodami. Okazało się że wiele zakładów z listy już nie istnieje, część wcale nie ma wody, inne nawet nie wiedziały że mają zainstalowane wodomierze... Ale jednak były one regularnie spisywane i zakłady, również te już nieistniejące obciążane kosztami zużycia wody. Te nie istniejące chyba rachunków nie płaciły więc podejrzewam że w ten sposób rósł dług naszego zakładu. Ten jeden raz, Emeryt powiększał zamieszanie, i miałem przez to utrudniony dostęp do liczników. Tak się zapędził w spisywaniu że wkroczył na mój rewir ( nie wiedział gdzie, ani na którym skrzyżowaniu kończy się która ulica) więc właściciele byli mocno niezadowoleni z podwójnego najścia. Na szczęście była to jednorazowa akcja i mam nadzieję że się więcej nie powtórzy.
Druga rocznica to powierzenie mi i pracującemu ze mną emerytowi, ważnego zadania spisywania liczników głównych poboru wody. Zadanie jak zadanie, ostatniego roboczego dnia miesiąca przelecieć się po budynkach, pozwiedzać piwnice i różne trudno dostępne miejsca, i dniówka zaliczona. Jednak pierwszy raz nie poszedł tak gładko. Teraz każdy z nas ma wyznaczony rejon, ale wtedy zostaliśmy wysłani razem. To wcale nie było takie łatwe.
Jednak może najpierw powiem dlaczego to odpowiedzialne zadanie na nas spadło. My nie spisujemy stanów wodomierzy ot tak sobie żeby były spisane. My je spisujemy żeby kontrolować takich jak my z Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. A nas w niektórych rejonach sprawdzają pracownicy Pogotowia Technicznego:) Kontrola podstawą zaufania jakby ktoś nie wiedział. No dobrze, tym razem jednak to miało i dobre strony i pewne uzasadnienie. Jak wspomniałem, pierwszy raz nie był łatwy. Spisywaliśmy, przepraszam, szukaliśmy wodomierzy prawie przez trzy dni. A to się okazało że nie wiadomo gdzie są zamontowane, w każdym razie nie było ich tak gdzie wcześniej zawsze były, a to znowu że nie ma do nich dostępu, do innych nie ma kluczy... Tak jakoś wyszło. Okazało się że Zakład Wodociągów również nie ma pojęcia gdzie się wodomierze znajdują, chociaż od lat, co miesiąc je spisują. Widocznie jest to możliwe.
Udało się nam jednak sytuację opanować. Przynajmniej na jakiś czas. Bo jak już było ładnie, miło i spokojnie, ludzie oswojeni, rewir poznany, zaczęły się zgrzyty. Najpierw zniknął jeden klucz, potem drugi, trzeci przestał pasować, potem jeszcze jeden i następny. Administratorzy zaczęli rozdawać pomieszczenia wodomierzy lokatorom, ci wymieniali zamki im kłódki. Najfajniejsze w tym wydawało mi się to że klucze administratorzy dostali do rąk własnych żeby jednak był do pomieszczeń jakiś dostęp, ale jakoś zapomnieli o tym powiedzieć. W innych przypadkach kluczy nie dostali, a żeby było ciekawiej, nawet ich nie interesuje komu pomieszczenie udostępnili. "A, to ktoś z tej lub tamtej klatki". Prosta i jasna informacja. Jak to u nas.
Kiedy kierownik uznał ze dajemy sobie radę, chociaż nie tak jak on by sobie tego życzył, zarządził jednorazowa akcję spisywania wodomierzy w lokalach usługowych. Tak kontrolnie, żeby przy okazji sprawdzić w jakim stanie są te prawie zapomniane liczniki. To dopiero była gonitwa z przeszkodami. Okazało się że wiele zakładów z listy już nie istnieje, część wcale nie ma wody, inne nawet nie wiedziały że mają zainstalowane wodomierze... Ale jednak były one regularnie spisywane i zakłady, również te już nieistniejące obciążane kosztami zużycia wody. Te nie istniejące chyba rachunków nie płaciły więc podejrzewam że w ten sposób rósł dług naszego zakładu. Ten jeden raz, Emeryt powiększał zamieszanie, i miałem przez to utrudniony dostęp do liczników. Tak się zapędził w spisywaniu że wkroczył na mój rewir ( nie wiedział gdzie, ani na którym skrzyżowaniu kończy się która ulica) więc właściciele byli mocno niezadowoleni z podwójnego najścia. Na szczęście była to jednorazowa akcja i mam nadzieję że się więcej nie powtórzy.
Uwielbiam Twoje poczucie humoru....a może to chichot losu... a mew za oknem (na wysokości 4 piętra) widzę więcej niż w Świnoujściu na plaży....w końcu Szczecin leży nad morzem
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje poczucie humoru....a może to chichot losu... a mew za oknem (na wysokości 4 piętra) widzę więcej niż w Świnoujściu na plaży....w końcu Szczecin leży nad morzem
OdpowiedzUsuńMewy też posiadają poczucie humoru. Wiem to po Gdasiu:) Te Szczecińskie mewy to inną chyba mają kulturę, w końcu nie żyją w dziczy:)
Usuń