Miało być nadal coś z dziedziny prac ogrodniczych, a raczej o samych ogrodnikach, ale tak się złożyło że wpadła lodówka.
Parę dni temu została zakupiona lodówka dla pań z biurowca. Okazało się że nie działa, okazało się że na nas padło odwiezienie jej do sklepu. Podobno wszystko jest już załatwione, reklamacja złożona i w tej chwili oczekują na nią w sklepie. Najpierw nikt nie wiedział gdzie ta lodówka stoi. To znaczy wiedzieli, ale nie wiedziano która kto, wszystkie wyglądały jak nowe i wszystkie (3) były wyłączone. Następnie nastąpiło poszukiwanie dokumentów, co zostało zakończone sukcesem. W sklepie przyjęto nas ze zdziwieniem, bo wprawdzie poinformowano ich że przybędziemy, a nawet że przyjedziemy z lodówką, ale nie wiedzieli o co chodzi. Czy chcemy wymienić, czy coś innego. Wreszcie, po marnej godzinie lodówką nam przyjęto, pomimo że nie posiadaliśmy dowodu zakupu, bo już go gdzieś wcięło. Niby drobiazg, nie wart wspomnienia, ale właśnie to przypomniało mi sprawę innej lodówki, zakupionej do innego działu.
Osobiście ją przywiozłem, ale panie powiedziały żeby ją tak w kartonie zostawić, bo przyjdzie specjalista który ją ustawi i podłączy. Widać to nie takie proste, więc nawet nie próbowałem oferować swojej pomocy. Drugiego dnia alarm, bo lodówka, taka ładna, a jednak nie działa. Nic to, porzucamy robotę, jedziemy po nieszczęsny sprzęt, i tak dla zagajenia, bo Pani tylko ręką wskazała kierunek gdzie jej szukać, pytamy co jej właściwie dolega. Okazuje się że lodówka jakoś nie chce niczego schładzać. No cóż, odsuwamy lodóweczkę, patrzymy, a kabel jest oryginalnie zawinięty na wtyczce jeszcze naklejony kartonik... Fachowiec lodówkę rozpakował, ustawił, ale nie podłączył. Może umowa tego zadania nie zawierała? Możliwe.
Tak jakoś nasze panie są nieszczególnie zaradne i spostrzegawcze. Kiedyś przykładowo wymieniałem wraz ze stolarzem okna w mieszkaniu lokatora. ledwie wyrwaliśmy stare ramy, telefon z administracji żeby wszystko rzucić i jechać do księgowości bo drzwi się nie zamykają i jest straszna awantura. Cóż robić, deszcz zacina do mieszkania, właściwie to deszcz ze śniegiem, lokatorka słusznie oburzona że sobie idziemy, ale wiadomo, siła wyższa. Zachodzimy do biura, sprawdzamy drzwi... Faktycznie, nie można ich zamknąć nawet do połowy. Antoś, stolarz, już sięga po łom żeby drzwi zdjąć z zawiasów, ale tak jakoś, obaj spuściliśmy wzrok na próg, a tam, leży pestka ze śliwki i blokuje zamykanie. Ciekawe kto im tą pestkę tam złośliwie podłożył?
Parę dni temu została zakupiona lodówka dla pań z biurowca. Okazało się że nie działa, okazało się że na nas padło odwiezienie jej do sklepu. Podobno wszystko jest już załatwione, reklamacja złożona i w tej chwili oczekują na nią w sklepie. Najpierw nikt nie wiedział gdzie ta lodówka stoi. To znaczy wiedzieli, ale nie wiedziano która kto, wszystkie wyglądały jak nowe i wszystkie (3) były wyłączone. Następnie nastąpiło poszukiwanie dokumentów, co zostało zakończone sukcesem. W sklepie przyjęto nas ze zdziwieniem, bo wprawdzie poinformowano ich że przybędziemy, a nawet że przyjedziemy z lodówką, ale nie wiedzieli o co chodzi. Czy chcemy wymienić, czy coś innego. Wreszcie, po marnej godzinie lodówką nam przyjęto, pomimo że nie posiadaliśmy dowodu zakupu, bo już go gdzieś wcięło. Niby drobiazg, nie wart wspomnienia, ale właśnie to przypomniało mi sprawę innej lodówki, zakupionej do innego działu.
Osobiście ją przywiozłem, ale panie powiedziały żeby ją tak w kartonie zostawić, bo przyjdzie specjalista który ją ustawi i podłączy. Widać to nie takie proste, więc nawet nie próbowałem oferować swojej pomocy. Drugiego dnia alarm, bo lodówka, taka ładna, a jednak nie działa. Nic to, porzucamy robotę, jedziemy po nieszczęsny sprzęt, i tak dla zagajenia, bo Pani tylko ręką wskazała kierunek gdzie jej szukać, pytamy co jej właściwie dolega. Okazuje się że lodówka jakoś nie chce niczego schładzać. No cóż, odsuwamy lodóweczkę, patrzymy, a kabel jest oryginalnie zawinięty na wtyczce jeszcze naklejony kartonik... Fachowiec lodówkę rozpakował, ustawił, ale nie podłączył. Może umowa tego zadania nie zawierała? Możliwe.
Tak jakoś nasze panie są nieszczególnie zaradne i spostrzegawcze. Kiedyś przykładowo wymieniałem wraz ze stolarzem okna w mieszkaniu lokatora. ledwie wyrwaliśmy stare ramy, telefon z administracji żeby wszystko rzucić i jechać do księgowości bo drzwi się nie zamykają i jest straszna awantura. Cóż robić, deszcz zacina do mieszkania, właściwie to deszcz ze śniegiem, lokatorka słusznie oburzona że sobie idziemy, ale wiadomo, siła wyższa. Zachodzimy do biura, sprawdzamy drzwi... Faktycznie, nie można ich zamknąć nawet do połowy. Antoś, stolarz, już sięga po łom żeby drzwi zdjąć z zawiasów, ale tak jakoś, obaj spuściliśmy wzrok na próg, a tam, leży pestka ze śliwki i blokuje zamykanie. Ciekawe kto im tą pestkę tam złośliwie podłożył?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz