środa, 21 listopada 2018

PP


     Na wstępie zaznaczę, "PP" to nie Prawdziwi Polacy tylko Poczta Polska, bo to o niej będzie tym razem. Dlaczego jeszcze nie Narodowa? Pośle Jarosławie, coś pan opieszale działa ostatnio.
    Do tej pory byłem prawie dumny że pracuję w wyjątkowej firmie, z wyjątkowymi ludźmi, fantastycznymi pomysłami obdarzonymi. Szkoda że nie wyobraźnią. Byłem, ale już nie jestem. Dzisiejsza wizyta w placówce Poczty Polskiej ściągnęła mnie na ziemię. Nic nie zapowiadało takiej sytuacji, nawet kiedy ze zdziwieniem stwierdziłem że jestem drugi w kolejce i do tego są otwarte dwa okienka. Bo Poczta ma to do siebie, że im więcej klientów ustawia się w kolejce, tym więcej okienek jest zamkniętych. Wracam do tematu. Po niedługim oczekiwaniu podchodzę z paczką, a pani w okienku z przerażeniem w oczach, pobladłymi ustami pyta czy mógłbym sam tą paczkę zanieść na wagę. Wydała się paczka pani z okienka bardzo duża. Jak duża, za chwilę się okaże. Pani w sumie sympatyczna, o miłym głosie, oszczędnych i powolnych ruchach. Zaczyna wypisywać, a właściwie przepisywać z druku nadania odręcznie i na klawiaturze, skanuje kod,  i wtedy zaczyna się zastanawiać czy paczka aby nie przekracza gabarytu A i nie wchodzi w gabaryt B. Po paru minutach zastanawiania i niebrania pod uwagę moich zapewnień że paczka jest już wymierzona i w stu procentach nie jest gabarytem B, wpadła na myśl przednią, którą zapewne moja wzmianka o wymierzeniu pobudziła, że paczkę należy zmierzyć. Parę minut zeszło na poszukiwaniach miarki, która złośliwie się zapodziała, lub ktoś zabrał do sortowni, lub kierowniczka do biura. Podobno na cały urząd jest jedna taka  miarka. Jednak nawet tej jedynej nie znaleziono. Po naradzie z koleżanką, pani zaczęła mierzyć paczkę linijką 30 centymetrową, z zamazaną atramentem połową podziałki. Wymierzyła jej długość (84 cm.), wysokość (43 cm.) i udała się na naradę czy jej szerokość, czy jak moja pani mówi, głębokość też mierzyć. Mierzyć. 42 cm. No to spory kawał roboty został wykonany, a mi jak z bicza zleciało 12 minut. Jednak prawdziwe schody dopiero się zaczęły. Teraz należało otrzymane wymiary zsumować. I kolejne pytanie do koleżanki - Bożenko, mam to pomnożyć czy dodać? Dodać, to chyba nawet przedszkolaki już wiedzą. Tylko że one nie muszą tego wiedzieć więc im to darujmy i zajmijmy się moją panią która napotkała kolejną niewiadomą. Czy ma dodać wszystkie trzy wymiary.  Wykazując ograniczone zaufanie do Bożenki, pani najpierw dodała dwa pierwsze wymiary, zapisała je starannie podkreślając, następnie dodała do wyniku trzeci wymiar, i ten wynik zapisała wielokrotnie go zakreślając a kółku. Myślę, no, wreszcie, już portfel wyjmuję gotowy do uiszczenia opłaty, ale zostałem przystopowany. Pani zaczęła się zastanawiać czy 169 centymetrów to jest gabaryt A czy też B. Tym razem pani pominęła Bożenkę i zbiegła nie wiem gdzie, aby się poradzić. Dowiedziała się że gabaryt B musi przekraczać 250 centymetrów. To że się dowiedziała, wcale nie znaczyło że przyjęła to do wiadomości. Zawołała jeszcze dwie inne panie żeby problem rozważyć, czy 169 cm. nie jest przypadkiem większe od 250 cm. Na serio, tak było. Debatowały parę minut, nawet wykonały, najpierw odręcznie, a następnie przy pomocy kalkulatora dosyć skomplikowane obliczenia matematyczne 250 - 169. Po czym nastąpiła dosyć głośna wymiana uwag i pytań, czy wynik 81 to jest ponad 250 czy też tyle do 250 brakuje. Kolejka, która już się zdążyła uformować, cała trzęsła się ze śmiechu, padały nawet jakieś niestosowne uwagi, a to wcale nie pomagało rozstrzygnąć problemu. Wiem że z boku to mogło wydawać się komiczne, ale czy ktokolwiek pomyślał chociaż przez chwilę co ta pani musi przeżywać? Na szczęście kierowniczka placówki nabrała ochoty na słodycze i wpadła kupić sobie michaszki. Szybo oceniła sytuację rzucając - to jest paczka standardowa. I już, po zaledwie 35 minutach mogę wyjść odetchnąć świeżym powietrzem. Tak sobie naiwnie pomyślałem, ale niestety, nie dane mi było, bo system coś nie chciał przyjąć tego co pani wcześniej wpisała. Parę dodatkowych prób, i się udało. Wystarczyło tylko uiścić opłatę, znieść paczkę bo podobno bardzo ciężka (3, 23 kg.) i znowu byłem wolnym człowiekiem dysponującym swoim czasem.
    A mnie się w tym czasie przypomniała scena z "Misia". "Londyn? Nie ma takiego miasta. jest Lądek Zdrój".  Nie, nie miałem problemu ze znalezieniem miejsca zamieszkania adresata, ale raz z powodu braku jakichkolwiek innych druków, proponowano żebym paczkę wysłał jako list polecony. Wprawdzie byłoby znacznie drożej, ale przynajmniej miałbym możliwość nadania przesyłki:)














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz