niedziela, 26 marca 2017

Gaśnice



     Właściwie to tytuł powinien brzmieć - Oczekiwanie na spełnienie, czy tak jakoś, bo właśnie błogiego czekania post dotyczy.
     W poniedziałek znalazłem sobie zlecenie - zawiesić gaśnice w zarządzie. Wagi temu zleceniu dodawał napis - PILNE. Jak pilne, to pilne. Było już blisko fajrantu, więc poszedłem zobaczyć czy trzeba coś do tego wieszania przygotować. Poszedłem, bo dla naszych kierowców godzina 14 oznacza porę na ostatnią kawę, czyli koniec pracy. Wracam do gaśnic. Obejrzałem je i pytam o haki na których maja wisieć. Nie ma, czekamy aż przyjdą. Jak czekają, to i ja poczekam, bo jak wieszać kiedy nie mam na czym. Na następny dzień pytam się zaopatrzeniowca kiedy spodziewają się dosłania tych haków. Gały w słup i pytanie - Jakie haki? Wyjaśniam jakie. Nic o tym nie wiem. Telefon do zarządu. Faktycznie, czekają, ale nic nie zamawiali. Bo sobie myśleli że jak coś potrzebują, to samo z siebie się pojawi bez żadnej fatygi zainteresowanych 🙊
   To ja może jeszcze o tych gaśnicach. Jeden uchwyt dodał dostawca, bo akurat mu ich zbywało, ale dwa musiałem dorobić, a dorobiłem najprościej jak się da, prymitywnie wręcz, jednak swoją funkcję spełniają. Przy okazji dowiedziałem się dlaczego nie było haków. Były. Tylko że te nowe gaśnice tak nęciły swoją czerwienią i błyszczącą powłoką, że każdy musiał je dokładnie obejrzeć. I ktoś się zastanawiał na cholerę te jakieś pogięte blaszki? Jak nie wiadomo do czego, to widocznie niepotrzebne, więc wylądowały w koszalinie. Może myślicie że zawiesić gaśnicę to nic wielkiego? Możliwe, ale nie u nas. Gaśnica nie może wisieć gdziekolwiek, i o dziwo inspektor Chybak wiedział gdzie. Byłem zdumiony. Jednak paniom się nie podobała lokalizacja, więc ostro oponowały niezrozumiałym dla nich miejscem na sprzęt p-poż. W wyniku tego - jedna gaśnica wisi jak wisieć powinna, druga, może pani inspektor ze Straży to zaakceptuje, trzecia... Będzie na mur przewieszana. Była jeszcze czwarta, przeznaczona do sali konferencyjnej. Ją tylko ustawiłem, jednak zajęło mi to dobre pół godziny. Bo to było tak. Najpierw szukano kluczy do tej sali, potem szukano pani która zna kod żeby wyłączyć alarm, potem okazało się że to nie te klucze, potem że drugim kompletem również ie można drzwi otworzyć. Nikt w to nie wierzył, więc próbował i inspektor i jeszcze dwie panie. Zgodnie doszli do wniosku że zamek się popsuł, więc nie pozostawało mi  nic innego jak dostać się do sali starym wejściem znajdującym się na zewnątrz budynku. Tam zamki łatwo otworzyłem. Nie mogłem za to otworzyć drzwi. Niedawno tam właśnie dekarze schody i spocznik, uszczelniali papą, bo podobno stamtąd podczas deszczu zalewało archiwum. Nie wiem jak to ustalono, dlaczego deszcz zaciekał akurat pod dwoma dachami. Inspektorzy pewnie jakąś rację mieli, chociaż niedawno ustalili że domofon zalewa nie z dachu wiatrołapu, ale ze skrzyni z piachem stojącej w pomieszczeniu i w znacznym oddaleniu od ściany. Nie moja wina. Wracając do drzwi, nie otworzyłem ich, bo dekarze tak bonusowo i je zakleili papą.




2 komentarze: