niedziela, 19 listopada 2017

Dobra Zmiana


    Może nie tyle Dobra Zmiana, co nowe porządki. Zaczęło się to z pół roku temu kiedy jeden z administratorów, niejaki A. nierokujący a wyniosły, postanowił że zrobi wszytko aby zlecenia z jego rejonu były wykonywane od ręki. Latał z tym do dyrektora ze skargami że go wszyscy ignorują, nie słuchają nawet wtedy kiedy czerwony jak burak skacze, drze mordę i wyzywa. Poczuł się dodatkowo poszkodowany kiedy jego protektor, kadrowiec, odszedł na emeryturę i nawet śmiał wyjechać z miasta. Od tej pory nie miał biedny A. komu uprzejmie donosić co, kto i dlaczego właśnie A. jest najlepszejszy. Dopiął swojego. Jednak może najpierw powiem jak było przed tą zmianą. Przychodziliśmy, jak cień czy inny duch, nikt nas nie zauważał, żadnego zainteresowania nie okazywał, więc braliśmy z ksiażki zleceń to co wydawało nam się najpilniejsze, czasmi najlżelsze, i szliśmy do roboty. W trakcie wieloktrotnie sobie o nas przypominano i nękano telefonami że to a to jest pilne , że to i tamto miało byc zrobione w zeszłuym miesiącu i tym podobnie. Najwięcej na tym polu udzielał się właśnie A. Zależało mu na szybkim wykonaniu każdej dupereli za którą jak sami słyszeliśmy, dostawał paczuszkę kawy, o którą sam prosił. Potrafił nawet grozić dyrektorem kiedy pod dyrektora osobistym nadzorem wykonywaliśmy jakąś pilną pracę. No cóż, taki typ, niedoceniony z przerostem ambicji. Mieliśmy więc roboty non stop, i opinię że nic nie robimy. Po zmianie, wygląda to tak. Własciwie to wyglądało, a dlaczego nie wyglada o tym na koniec. Teraz przychodzimy, siadamy, czekamy cierpliwie aż kierownik osobiscie każdemu wręczy zlecenia i tylko tym mamy się zajmować. Żadnych telefonów,  żadnego pilnego wyniesienia wykładziny z piwnicy czy sprawdzenia czyj pioes szczeka przed sklepem lub jaki dzieciak kopie piłkę na boisku. Pełny luz i relaks. Przed zmianą właściwie nie było chwili przerwy, ciagle było coś do zrobienia, a teraz zadania zlecone wykonane i spokój. Nikt ani nic nam nie porzeszkadza. Właściwie to zwykle od południa mamy już pełny luz i opinię zapracowanych. Niby wyszła zmiana jakiej chciał A., jednak wynik zmiany nie był po jego myśli, gdyż kierownik rozdzielał zlecenia z każdego rejonu po równo, więc zaległości w spełnianiu obiecnic udzielanych przez A. rosły lawinowo. Jakiś czas siedział cicho, po paru tygodniach widać było że nerwy mu puszczają, czerwieniał, sapał, ale wciaż milczał. Przynajmniej przy nas. Wyżywał się za to na pozostałych administratorach. Tego też było mu mało, więc ostatecznie próbował przelać swoją frustrację na nas. Mamy takich dwóch co na skinienie lecieli spełniać jego zachcianki. Ja tak nie potrafię. Po za tym wolałem robić co każe kierownik, niż mu się tłumaczyć dlaczego czegoś nie zrobiłem. A. postanowił się za mnie wziać na serio. Jeden z podwykonawców zoobowiazał się do podcinki drzew i krzewów, zresztą jak i inni podwykonawcy, jednak za paczuszkę kawy załatwił że to my mieliśmy za niego gałęzie wywozić. Bez zlecenia tylko na ustne polecenia samego A. Ostatniego dnia przed moim urlopem A. nie wytrzymał i wrócił do dawnych praktyk. Darł się i czerwieniał, fotel pod nim aż trzeszczał, biurko dzielnie stawiało opór jego waleniu pięścią, jednak nie wskórał nic. Nie poszedłem spełniać jego zobowiazań, a na oświadczenia że jest moim przełożonym i winienem mu szacunek oraz posłuszeństwo, odparłem - nie szkodzi. I odszedłem. Na urlop. Po powrocie widze że jego biurko jest nie zajęte. Okazało się że wieczorem dostał zawału. Nie, nie w pracy, w domu. Miał szczęście. Bo gdyby go to dopadło w pracy, na pomoc mogloby być za późno. To że zrobił się podobno czerwony, sapał i nie mógł załpać oddechu, nie zrobiłoby na nikim wrażenia, bo to jego normalny stan. Nie wiem, jestem winny jego chorobie? Jeżeli tak, zapraszam do sładania zleceń na swoich przełożonych, zobaczę co da się zrobić.










2 komentarze:

  1. Wreszcie, uff.. Bo już bałam się że przestałes pisać... Sytuacja w/w nie do pozazdroszczenia. Ale wyrzutów sumienia absolutnie nie miej.

    OdpowiedzUsuń