Ha, dał się ktoś nabrać? Już ktoś z wypiekami na twarzy i zaciśniętymi ustami klika w niosącą nadzieję na... Na cokolwiek, magiczne słowo "Brzoza", a tu zonk. Nie ten temat. Przykro mi, to nie o brzozie zasadzonej kiedyś przypływie złego humoru przez Jarosława K. Mowa będzie o innej brzozie, chociaż również ona również wywołała pewne dyskusje i to nawet ostre. I co ciekawsze, ona była tylko przyczynkiem do dyskusji, a tematem byłem ja. A było to tak:
Wróciłem z roboty na bazę, a wracałem długo i byłem zmęczony powrotem bardziej niż samą pracą. 3 kilometry prowadzić załadowaną taczkę to nie zjeść chleb z masłem. Więc wróciłem, a majster każe mi iść natychmiast do kolejnej, tym razem niezwykle pilnej roboty. Podobno ktoś drzewko jakieś małe wywrócił i jest konieczność jego natychmiastowego posadzenia żeby nie zmarniało. Poszedłem więc tego drzewka szukać. Nie od razu je znalazłem, bo adres był nieprecyzyjny, czyli całkiem mylnie podany, jednak udało mi się to drzewko odszukać. Popatrzyłem na nie, szpadel zarzuciłem na ramię i spokojnie wróciłem na bazę. Tłumaczę majstrowi, administratorowi przy okazji również, że drzewko, brzoza zresztą, jest względnie mała, jednak mając swoje 8 metrów wysokości ( w tamtej chwili to właściwie długości), jest dla mnie zdecydowanie za ciężka żebym samodzielnie mógł sobie z ponownym jej zasadzeniem poradzić. Zanim przeszedłem do dalszych wywodów, już dostałem polecenie zwerbowania kogokolwiek do pomocy. Jakby ktokolwiek na moje zawołanie wszystko rzucał i z radością marnował ostatnie pół godziny pracy w piątek. Wtedy człowiek już raczej myśli o obiedzie i sobocie, a nie o ciężkiej było nie było, pracy. Udało mnie się dojść do słowa, i tłumaczę na tyle na ile potrafię, że drzewa tej wielkości nie wystarczy wsadzić w dołek, przysypać i podlać. Do tego potrzeba wykonać odciągi, które drzewo by utrzymały w pozycji pionowej. Jakoś zaczęło to do nich docierać, nawet chyba coś zrozumieli, bo zaczęli zadawać względnie bystre pytania, typu czy mam takie odciągi w domu lub szafce, czy mam do tego odpowiedni sznurek i tym podobne:) trudno przyszło ich przekonać że sznurek raczej do tego się nie nadaje, a przydałaby się raczej jakaś taśma, względnie linka i jakaś osłona przed tą linką na pień. Wreszcie sprawa została odłożona do poniedziałku. A w poniedziałek zgodnym głosem administrator, majster i kierownik oświadczyli że pieprzę głupoty, się pomimo zawodu nie znam i oni zlecą tą robotę firmie z zewnątrz, która to zrobi fachowo i bez moich dziwactw. Przyjechała więc ekipa z zieleni miejskiej i zrobiła dokładnie to i tak jak ja bym to zrobił. No nic, zrobione, zapłacone (chciałbym tyle w rok zarabiać co firma wzięła z dwie godziny pracy pięciu ludzi i koparki) i sprawa wyglądała na załatwioną. Wyglądała. Minął ledwie tydzień, kiedy komuś z lokatorów zaczęły przeszkadzać brzydko, jego zdaniem, wyglądające taśmy podtrzymujące drzewko. Po za tym udało mu się przekonać dyrektora że tydzień czasu to aż nadto żeby drzewo mogło znowu stać o własnych siłach. Ja, jako się nie znający, nie miałem wystarczającej siły przebicia, żeby przekonać przełożonych że jest to zdecydowanie za wcześnie na usuniecie odciągów. Jedyne co osiągnąłem, to odmowa wykonania polecenia (zimą ponadto zostałem pozbawiony funkcji ogrodnika, a przy okazji nastąpiła obniżka wynagrodzenia), a taśmy raźno poleciał przeciąć Czesio. Przeciął tylko jedną taśmę, i wystraszony odskoczył, bo drzewo zaczęło się przechylać, akurat w jego stronę. Nie, nie wywróciło się, tylko przechyliło. Pozostałe dwie taśmy je utrzymały. Ja bezczelnie kierownikowi oświadczyłem że nie jestem w stanie brzozy naprostować, więc już tak została. Rośnie nadal, chociaż dosyć mocno przechylona, a pozostałe taśmy podtrzymujące, zostały usunięte metodami naturalnym. Zgniły.
Samo życie..śmiesznie i strasznie ;)) dziękuję Dareczku, bardzo fajnie się czyta;))
OdpowiedzUsuńDziękuję za czas poświęcony na lekturę :)
OdpowiedzUsuń